Emocje w kryzysie

Odkąd pamiętam karmiono mnie (nas) przekonaniami dotyczącymi okazywania uczuć i emocji. Oszczędnie, nie wypada, bez nadmiernej wylewności, żeby nikt nie posądził nas o histerię, egzaltację bądź brak równowagi emocjonalnej. „Nie ciesz się tak, bo za chwilę będziesz płakać”, „bądź grzeczna”, „nie histeryzuj”, „nie używaj wulgaryzmów”. Jak często w przestrzeni publicznej słyszalne były takie słowa- niemal jak zaklęcia rzucane w stronę tego, kto odważył się na podzielenie ze światem targającymi nim emocjami. Ktoś uzurpował sobie prawo do decydowania, jednocześnie innym je odebrał.

Podczas sesji coachingowych zdarzyło mi się kilkakrotnie usłyszeć takie twierdzenie, że „obawiam się stanowczej reakcji, albo okazywania niezadowolenia z obawy, że zostanę uznana za zimną, wyniosłą, niewyrozumiałą a gryzę się w język, żeby nie wybuchnąć albo „boję się zarówno przyznać jak i okazać, że jestem szczęśliwa z wielkiego lęku, że jak tylko wypowiem te słowa na głos to szczęście zniknie, albo, że nie wypada przesadnie się cieszyć i obnosić ze swoim szczęściem”.

Niezwykła moc czyjegoś przekonania rzucona w naszą stronę potrafiła zaowocować blokadą w dalszym życiu i odebraniem sobie prawa do przeżywania emocji i dzielenia się nimi ze światem na własnych zasadach, w zgodzie ze sobą i tak jak tego potrzebujemy. Lęk przed oceną, byciem niezrozumianym sprawia, że wolimy dusić emocje w sobie, bo to tzw. „mniejsze zło”.

Jest jeszcze podział na emocje do których prawo maja kobiety a do których nie maja prawa mężczyźni. „Chłopaki nie płaczą” to dopiero jest mądrość życiowa. Nie wiem kto jest autorem tego twierdzenia, ale aż mnie korci żeby podyskutować z tym mędrcem. Dziewczynki natomiast mogą być rozkapryszone, mogą płakać, szlochać, kaprysić, tupać nóżkami- bo to przecież jest takie babskie. Kobiety mają przyzwolenie świata na okazywanie emocji, ale czy na pewno? Nie wiem komu za to „pozwoleństwo” składać dzięki. Jedno jest pewne, ja dziękuję.

Pozwolenie to jedno, ale co z odbiorem społecznym? Wariatka, kretynka, i z czego tak się cieszy, ma nierówno pod sufitem, jak ona się zachowuje- to najlżejsze z ocen jakie rozemocjonowana kobieta może usłyszeć pod swoim adresem.

Ograniczające przekonania, którymi zostaliśmy zainfekowani od dziecka mają wpływ na to jak reagujemy w dorosłym życiu na sytuacje trudne, nagłe, kryzysowe i jak sobie z nimi radzimy. Robienie dobrej miny do złej gry czy tego chcemy, czy nie również nie pozostaje dla nas bez konsekwencji. Udawanie, że czegoś nie ma tzw. zamiatanie pod dywan jest szalenie niebezpieczne i z czasem boleśnie się o tym przekonujemy. Myślenie magiczne, życzeniowe sprawdza się wyłącznie w bajkach w dorosłym życiu nie działa.

Pamiętam jak wielkie wrażenie na słuchaczach Akademii Professional Coaching ICF wywarło stwierdzenie wykładowczyni, że „to, co niewypowiedziane nie znika a myśli mają moc”. To zdanie jest ze mną każdego dnia i zdarza mi się je cytować podczas sesji lub szkoleń moich klientów.

Jedno jest pewne od emocji nie ma ucieczki czy tego chcemy czy nie. Bez względu na to, jakiego rodzaju kryzysu doświadczamy emocje się pojawią czy mamy do czynienia z kryzysem rozwojowym, sytuacyjnym, środowiskowym czy egzystencjonalnym, każdy z nich niesie z sobą ładunek emocjonalny. Różnić się może jedynie jego dynamika, intensywność jego przeżywania, czas.
Przyjrzyjmy się zatem bliżej temu zjawisku.

Czym jest kryzys?

To reakcja zdrowego człowieka na sytuację trudną, której nie potrafi rozwiązać, gdyż posiadane umiejętności są niewystarczające. Sytuacja ta, odczuwana jest jako trudność nie do zniesienia, wyczerpuje zasoby wytrzymałości, narusza mechanizmy radzenia sobie, zaburza równowagę emocjonalną. Zdecydowanie jest to taki czas, kiedy zaspokojenie naszych podstawowych potrzeb może stać się trudne lub wręcz niemożliwe. Konieczne jest szybkie zaadoptowanie się do nowej rzeczywistości a mając na uwadze fakt, że to nie jest proste może dodatkowo przytłaczać, lub pogłębiać poczucie beznadziejności sytuacji. Jeśli osoba w kryzysie nie otrzyma wsparcia może to stać się przyczyną poważnych zaburzeń na poziomie afektywnym, biologicznofizycznym, poznawczym czy behawioralnym.
Kryzys pojawia się zawsze, gdy brakuje nam skutecznych strategii do radzenia sobie z trudną sytuacją, tracimy kontrolę nad własnym życiem i nie potrafimy jej przywrócić.

Doświadczenie kryzysu emocjonalnego zdecydowanie stanowi punkt zwrotny w naszym życiu, bo wymaga od nas abyśmy zaczęli poszukiwać alternatywnych metod radzenia sobie z problemami. Proces poszukiwania rozwiązań daje podstawę do tego, by zacząć myśleć o czymś co fachowo nazywamy wzrostem pokryzysowym a dla klienta stanowi światełko w tunelu.

Na każdym etapie naszego życia możemy napotkać na sytuacje, okoliczności, które mogą wywołać u nas kryzys. Uporządkujmy zatem.

Kryzys rozwojowy- to najprościej rzecz ujmując reakcja adaptacyjna na nowe okoliczności a wiąże się ona z naturalnymi przemianami zachodzącymi na każdym etapie w życia każdego z nas.

Pomyślne przejście przez każdy z tych etapów jest warunkiem koniecznym do prawidłowego wkroczenia w kolejną fazę rozwoju.

Kryzys sytuacyjny- wywołują sytuacje nagłe, takie, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć i na które nie mamy wpływu, nie możemy w żaden sposób kontrolować ich przebiegu. Do takich sytuacji zaliczymy np. wypadek, śmierć bliskiej osoby, rozwód, chorobę, utratę pracy.

Kryzys środowiskowy- dotyka on jednostkę lub grupę ludzi. Może to być naturalna lub wywołana ludzkim działaniem katastrofa. Np. klęska żywiołowa, powódź, pożar, wojna.

Kryzys egzystencjonalny- to wewnętrzny konflikt jednostki. Może być związany z bilansem, jakiego dokonuje ona w jakimś przejściowym momencie swojego życia np. w okresie dojrzewania, starzenia.

Ten rodzaj kryzysu jest najbardziej widoczny u osób, które były aktywne zawodowo, towarzysko i nagle przechodzą na emeryturę. W niektórych przypadkach adaptacja do nowych warunków życia bywa szczególnie trudna.
Całkowita zmiana tempa i intensywności życia może doprowadzić nawet do stanów depresyjnych.
Zauważyłam podczas sesji, że zdarza się klientom mylić pojęcia stres i kryzys. Między słowem stres i kryzys stawiają znak równości. Mówią: „Jestem w kryzysie, bo jestem w ciągłym stresie”. Tłumaczę, że od jednego do drugiego jest daleka droga a postawienie znaku równości miedzy tymi zjawiskami nie do końca jest zasadne. Rozróżnijmy zatem:

Stres powoduje napięcie, które odnosi się do sytuacji trudnych. Jest nieprzyjemny i może stanowić zagrożenie dla osoby go doświadczającej.

Kryzys natomiast jest wywołany zdarzeniem nagłym, losowym, krytycznym albo zmianami rozwojowymi. Ma swoją dynamikę -wyraźny początek i konkretną przyczynę. Kryzys może być następstwem konfrontacji z sytuacją nagłą, gdzie wspólnym mianownikiem jest poczucie zagrożenia oraz utrata bezpieczeństwa. Stres jako reakcja organizmu na zdarzenie o charakterze nieprzyjemnym może działać mobilizująco lub deprymująco. Przedłużający się lub silny stres może mieć fatalne skutki dla zdrowia. Może być przyczyną kryzysu. Kryzys pojawia się wówczas gdy brakuje nam strategii do radzenia sobie z trudną sytuacją oraz tracimy kontrolę nad własnym życiem i nie potrafimy jej przywrócić.

W mojej praktyce zauważyłam, że klienci mają swój „ulubiony rodzaj kryzysu”.

Mam tu na myśli kryzys wieku średniego- czyli przełom połowy życia. Ten rodzaj kryzysu jest chyba najczęściej wymieniany i w mojej ocenie mylnie kojarzony z przekroczeniem czterdziestego roku życia. Nagle okazuje się, że zaczynamy zauważać upływ czasu, zmiany wyglądu, zaczynają się podsumowania i bilanse. Poszukiwanie odpowiedzi gdzie jestem i dokąd zmierzam? Co chcę zrobić z resztą mojego życia. Pół biedy, jeśli klienci zaczynają snuć plany, myślą o realizacji kolejnych celów, otwierają się na nowe wyzwania- gorzej jeśli brakuje pomysłu a rzeczywistość i otoczenie nie wspiera.

Jest jeszcze jedna prawidłowość, którą zauważyłam w swojej praktyce podczas pracy z klientami. W większości przypadków absolutnie nikt nie bierze pod uwagę, że np. ukończenie studiów i poszukiwanie pracy może stać się przyczyną kryzysu, narodziny dziecka mogą wywołać kryzys, ślub, awans, uroczystości rodzinne, święta, planowanie wakacji, zmiana miejsca zamieszkania. Te wszystkie wydarzenia wydają się być pozytywne, niosące radość i życie w poczuciu szczęścia. Nic bardziej mylnego, one mimo, że tak przyjemnie kojarzone również mogą wywołać kryzys.

Zdarza się, że słysząc historię o tym jak komuś się doskonale wiedzie, że powinien być szczęśliwy, bo ma wspaniałe życie, męża, żonę, pracę, cudowne, utalentowane dzieci a każde wakacje spędza na zagranicznych wojażach okazuje się, że zmaga się z kryzysem, np. z depresją.

Obserwatorzy widząc taki szczęśliwy obrazek nie dają wiary w to, że ten „nadmiar szczęścia” może być przyczyną kryzysu.

„Nie mierz wszystkich własną miarą” -aż ciśnie się na usta. Nie widzimy pełnego obrazu, mamy inną perspektywę.

„Nie porównuj swojego zaplecza do cudzej wystawy”. To jeden z moich ulubionych cytatów, który usłyszałam wiele lat temu podczas szkolenia w którym brałam udział. Działa na wyobraźnię i jak mawiają klienci daje do myślenia.
Każdy z nas widzi tę samą sytuację inaczej, każdemu się cos wydaje- jak jest naprawdę wie wyłącznie sam zainteresowany.

Pamiętać musimy o tym, że kryzys mogą wywołać zdarzenia nagłe- nieprzewidywalne jak i te, których przewidywać i oczekiwać możemy.
Zarówno podczas sesji coachingowych, jak i konsultacji kryzysowych przychodzi moment, w którym do głosu dochodzą emocje. Różne, skrajne, niezrozumiałe, trudne, nieadekwatne, nadmierne, piękne, uwalniające itd. Jest jeszcze jeden głos, który podpowiada moim klientom: „Nie powinnaś(-eś) okazywać emocji, nie obnażaj się, bo nie wypada”. Prawdziwa walka serca z rozumem w której nie ma wygranych. Tylko czy faktycznie o walkę tu chodzi? Między czym a czym, lub kim?

Emocje to taka dziwna materia, wiemy, że są, że się je przeżywa lub powinno się je przezywać, dopuszczać je do głosu, ale jednocześnie robimy wszystko, żeby je ukryć, wypierać, uznać za niebyłe, zrobić wszystko co możliwe, żeby ich nie okazywać. Skąd taki wzorzec? Kto nas tak nauczył i skąd wiadomo, że to właściwa droga? Skąd wiadomo, że to przekonanie jest prawdziwe? Co świadczy o słuszności tego przekonania? Jaką czerpiemy korzyść z ukrywania emocji? Co nam odbiera ukrywanie emocji?

Klienci podczas sesji opowiadają historie, z którą nie mogą sobie poradzić, bo wydaje im się, że ich reakcja na wydarzenie nie jest normalna, tzn. społecznie uznana za normalną. Chodzi np. o śmierć członka rodziny- człowieka, którego klient określił jako potwora uwikłanego w nałogi, stosującego przemoc, zaciągającego zobowiązania finansowe, których nie regulował itd. Podczas sesji klient przyznał, że w dzieciństwie był wykorzystywany seksualnie przez niego. Na wieść o jego śmierci rodzina wyprawiła pogrzeb i opłakiwała stratę, a mój klient poczuł ulgę, że tego człowieka już nie ma. Powiedział: „Czułem tak wielką ulgę, radość, stałem nad grobem i miałem ochotę zatańczyć, chyba nie jestem zdrowy psychicznie. Ta moja wręcz euforyczna reakcja chyba nie jest normalna”.

Nie dość, że nie dajemy sobie prawa do wyrażania emocji to jeszcze sami potrafimy postawić diagnozę, błędną niejednokrotnie. Przyznam, że podczas rozmowy z klientem zapytałam go o to, co zatem jest normą i kto o tym decyduje?
Z całą pewnością zupełnie inaczej radzimy sobie z emocjami wywołanym kryzysem, który dotyka jednostki a zupełnie inaczej jeśli kryzysu doświadcza jakaś większa grupa.
Wyobraźmy sobie zwolnienie z pracy- zwolniona zostaje jedna osoba z zespołu. Takie wydarzenie szokuje jednostkę czyli głównego zainteresowanego, który nagle traci poczucie bezpieczeństwa, ale to wydarzenie może nie pozostawać obojętne dla pozostałych członków zespołu i budzić obawę o bezpieczeństwo ich zatrudnienia i przyszłości w firmie. Inaczej sprawa wygląda kiedy dochodzi do zwolnienia grupowego. W takich sytuacjach „w grupie jest siła” emocje są silne, ale zdecydowanie łatwiej jest nam się w nich odnaleźć, mamy wokół siebie osoby, które przeżywają podobne emocje, doskonale nas rozumieją i na swój sposób są w stanie się wesprzeć.

Wiemy już, że nie jesteśmy w stanie ich uniknąć, że nie mamy zbyt wielu korzyści z ich ukrywania czy prób unikania. Nie ma emocji lepszych, gorszych, takich, na których przeżywanie pozwolenie jest i takich, które są zabronione.

Jak jest z tobą? Czy dajesz sobie prawo do przezywania emocji tak, jak tego potrzebujesz bez obawy i oceny, że coś z tobą nie jest w porządku? Jak ci z tym jest?

Czy odczułaś (-łeś) na własnej skórze skutki ukrywania emocji? Co ci to dało? Czy miałaś (-łeś) okazję skorzystać ze wsparcia specjalisty? Przyznam, że jestem bardzo ciekawa twojej odpowiedzi.

Jak zatem radzić sobie z emocjami?

Jeśli jesteście ciekawi zapraszam do kolejnego numeru w którym przyjrzymy się i poszukamy metod wspierających proces radzenia sobie z emocjami.


Prześlij komentarz

0 Komentarze