Śnią mi się marzenia, kody,
jak góry na zmianę pogody,
jak szczyty nad dywanami,
zakrapiane zachodami.
Mierzwią mnie marzenia marne,
miarą nieszlachetnych ikon,
zamajone, mgliste i śliskie.
Cudze, nieosiągalne.
Marzenia, gdy mi się rodzą,
wody płodowe odchodzą,
mogę zobaczyć cel błogi,
mający i ręce, i nogi.
Więc chwytam byka za rogi,
syna za nogi, projekt na wizji
i nadaję mu ramy,
klamry, markery,
kamienie milowe i cele.
A potem małymi krokami
chodzę wokół tej ramy,
szkiełkiem i okiem tuczę,
aż się 'syna' – nauczę.
A gdy cele i środki,
zagnają warunki do bramki,
marzenia stają się ciałem,
moim lojalnym kompanem.
Fot. Simone Defendi |
0 Komentarze
Wskaż błąd lub skomentuj