Ten artykuł chciałabym zadedykować tym wszystkim, którzy postanowili pójść drogą coachingu, zdobyć nowe umiejętności i kompetencje.
Wszystkim adeptom sztuki jaką jest coaching chciałabym życzyć, żeby w ferworze swojej pracy nie zapominali, że to klient jest najważniejszy i nie tracili go z oczu. Bądźcie tak po ludzku ciekawi swoich klientów, zaufajcie im, bo nawet jeśli wam się wydaje, że cel jest poza jego zasięgiem -to tylko wam się wydaje. Klient w procesie odnajdzie adekwatne rozwiązania i dotrze do celu z jakim przyszedł na proces.
Pamiętam niezwykły czas studiów podyplomowych z coachingu a najbardziej moment w którym po części teoretycznej przystępowaliśmy do ćwiczeń- czyli do sesji coachingowej. Każdy z nas był coachem i każdy z nas wcielał się w rolę coachee. O ile klienci na pierwszy rzut oka sprawiali wrażenie spokojnych o tyle coachowie byli spięci i z lekka przerażeni swoją rolą. Obłożeni ściągami, notatkami i pytaniami do klienta zasiadaliśmy w parach. W końcu padało pierwsze pytanie: "Z czym pani do mnie przychodzi?", albo "Jaki ma pani cel?", "Nad czym chciałaby pani popracować?". Konfrontowaliśmy się z celami klientów, od "chcę schudnąć 10 kg, chcę rzucić palenie, przez chciałabym ułożyć sobie dobre stosunki z teściową po chcę zakończyć budowę domu." Na tym etapie mamy do czynienia z "twardymi celami" tzn. 10 kg, papierosy, dom, teściowa jest a z drugiej strony jest niedoświadczony coach, który może pomyśleć, cóż w tym trudnego.
To początkowe przekonanie o łatwości przeprowadzenia klienta w procesie jest złudne i jest wyłącznie halucynacją niedoświadczonego coacha. To, co nam coachom na początku naszej drogi zawodowej może wydawać się proste wcale nie musi takie być dla klienta. Z resztą rolą coacha nie jest ocena klienta ani jego celu.
Mamy pozytywnie sformułowany cel, mamy określoną datę do której chcemy osiągnąć cel, wiemy po czym poznamy, że osiągnęliśmy cel, klient ocenił również na ile cel jest zależny od niego, wiemy jaką ma motywację i przystępujemy do działania.
Żaden początkujący coach (choć nie jest to regułą) nie bierze pod uwagę szalenie istotnej kwestii, która może się ujawnić podczas sesji. Mam tu na myśli emocje z jakimi przyjdzie się mierzyć klientowi, ale również emocje coacha. Bywają one różne i o różnym natężeniu. Od ekscytacji, radości po smutek, żal, wściekłość itd. Nie tłumione mogą one odegrać znaczącą rolę w procesie.
Zwykle jest tak, że skupiamy się na tym co jest tu i teraz, na tym co klient chce zmienić lub czego musi się nauczyć, żeby osiągnąć swój cel. Skupiamy się na efektywności, na poszerzaniu kompetencji klienta, wszystko podporządkowujemy temu, by zadanie zostało perfekcyjnie wykonane a cel osiągnięty. Mam wrażenie, że zadaniowe podejście i chęć sprawowania kontroli nad procesem oraz perfekcyjnie przeprowadzone sesje wykluczają emocjonalną stronę całego procesu- a to w mojej ocenie działania, które zubażają proces.
Doskonale pamiętam taką sytuację podczas zajęć na uczelni. Zadając kolejne pytania klientce byłam tak obsesyjnie skupiona na tym, żeby wzorcowo wybrzmiała struktura sesji, że kompletnie zapomniałam o tym, iż siedzi przede mną żywy człowiek z konkretnym problemem. Moja coachee wybuchła płaczem. Jej reakcja, wywołała u mnie osłupienie na zmianę z przerażeniem. Zastanawiałam się jak szybko naprawić tą sytuację, podać chusteczkę, przytulić, przeprosić. Byle tylko przestała płakać. Było mi głupio i wstyd, że doprowadziłam tą dziewczynę do takiego stanu. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Najlepiej jak potrafiłam próbowałam ratować sytuację. Poczekałam aż emocje opadną i zapytałam czy chce przerwać czy jest gotowa kontynuować sesję.
Nie wiem o czyje emocje, komfort i bezpieczeństwo chciałam wtedy zadbać w pierwszej kolejności- swoje czy jej. Tamtego dnia wracając do domu zaczęłam się zastanawiać czy ja się do tego nadaję, w końcu zamiast pomóc doprowadziłam dziewczynę do płaczu, myślałam również o tym, żeby dać sobie spokój z coachingiem, zrozumiałam, że to potężne narzędzie rozwojowe a użyte w niewłaściwy sposób może wyrządzić dużo złego. W tamtym czasie w mojej ocenie tego wydarzenia wyrządziłam klientce ogromną krzywdę.
Podczas kolejnego spotkania, którego się bałam potwornie moja klientka oznajmiła, że chciałaby mi podziękować za poprzednią, szalenie emocjonalna sesję, bo dzięki temu, że w końcu uwolniła tyle emocji, dostrzegła nowe możliwości i alternatywne drogi do osiągnięcia celu. Podziękowała mi również za to, że stworzyłam jej bezpieczną przestrzeń do tego, by te emocje mogły znaleźć ujście. To niewątpliwie była dla mnie cenna lekcja. Jedna sytuacja i kompletnie różne perspektywy.
Coach stawiający pierwsze kroki w tym fachu często błędnie ocenia swoje działania. W kuluarowych rozmowach na uczelni często można było usłyszeć, że sesja poszła nie tak, że czegoś było za dużo a czegoś za mało. Jednak zamiast się zadręczać należy zaufać klientowi, bo to co oceniamy jako "słabą sesję" klient może odebrać jako przełom w swoim życiu. Sesja jest dla klienta i ma pomagać mu w osiągnięciu celu a nie dopieszczać ego coacha.
Emocje towarzyszą nam od urodzenia aż do śmierci. Ciekawe jest to, że staramy się je ukrywać, nie mówić o nich, krępujemy się zarówno głośno śmiać jak i głośno płakać. Nikt nas nie uczył jak ważne jest ich okazywanie i przeżywanie. Od dziecka chłopcom wpajano, że "chłopaki nie płaczą" a dziewczynki bywają rozkapryszone i z byle powodu są w stanie wylać morze łez. Tyle przekonania, które zniekształcają nasz obraz jako ludzi- istoty czujące i myślące. Wdrukowane stereotypy wędrują z nami przez życie aż do śmierci albo do czasu doświadczenia kryzysu, który weryfikuje nasze postrzegania i prowadzi do zmiany przekonań.
Zderzenie się z emocjami klientki na samym początku mojej drogi jako coacha okazało się dla mnie cennym doświadczeniem. Uświadomiłam sobie, że ujawniane emocje są integralną częścią procesu, bodźcem, początkiem zmiany a nie błędem w sztuce. Dobrze jest dać klientowi przestrzeń do mówienia tym co i jak czuje, bo z całą pewnością może to mieć znaczący wpływ na dalszy przebieg sesji.
Oczywiście zdania dotyczące ujawniania uczuć, emocji podczas procesu przez coachee są podzielone wśród coachów. Spotkałam się z twierdzeniem, że coach nie powinien wchodzić w świat emocji klienta, bo jego zadaniem jest wsparcie klienta w pracy nad konkretnymi celami a od emocji jest psychoterapeuta.
Oczywistym jest, że jeśli klient podczas sesji skupia się na przeżywaniu i powracaniu do wydarzeń z przeszłości, które nie mają żadnego powiązania z aktualnym celem, który sobie wyznaczył na proces to warto rozważyć zasugerowanie skorzystania z wizyty u terapeuty. Istotnym jest, żeby coach nie wychodził ze swojej roli, tzn. żeby nie próbował i nie eksperymentował na kliencie domniemanych umiejętności z innych dziedzin. Tego typu działania są nieetyczne.
Zdarza się, że sesja coachingowa w ocenie coachee ma zastąpić terapię. Nic bardziej mylnego i trzeba to klientowi jasno wytłumaczyć. Coaching nie może stanowić czegoś w rodzaju zasłony dymnej, by uniknąć często przykrego zderzenia się z własnymi demonami i emocjami jakie one wywołują. To, co niewypowiedziane nie znika a traktowanie sesji coachingowej jako "zamiast" może okazać się opłakane w skutki.
"Nie jestem jakiś nienormlany, żeby iść do psychologa na terapię- ja nie potrzebuję, żadnej terapii. Szlag mnie zaraz trafi, bo nie potrzebuję grzebać się w przeszłości i analizować swoje dzieciństwo. Potrzebuję wyłącznie dobrego coacha, który pomoże mi ogarnąć ten chaos, zbierze mnie do kupy i po temacie. "
Te słowa wypowiedział a w zasadzie wykrzyczał do mnie jeden z moich klientów, który w mojej ocenie potrzebował wsparcia psychologa klinicznego. Wiedziałam, że z tak pobudzonym i agresywnym klientem przeprowadzenie sesji coachingowej jest nieporozumieniem. Kiedy opadły emocje wytłumaczyłam mu, że większą korzyść na tym etapie osiągnie z konsultacji u terapeuty a potem jeśli będzie chciał pracować nad swoimi celami zapraszam na sesję coachingową.
Robert Dilts jeden z autorytetów w dziedzinie coachingu, który stał się inspiracją w mojej praktyce stworzył tzw. piramidę poziomów neurologicznych. Ta struktura wskazuje, że funkcjonujemy na 6 poziomach:
1. Środowisko- czyli gdzie? Składa się na nie nasze otoczenie, gdzie żyjemy, pracujemy?
2. Zachowanie- czyli co? Co robimy? Co składa się na wykonywane przez nas zadania?
3. Możliwości i umiejętności- czyli jak? Składaj się na nie wiedza, umiejętności i kompetencje.
4. Przekonania i wartości - czyli dlaczego? Tu znajdujemy odpowiedź na pytani w co wierzymy, czym się kierujemy podejmując decyzję.
5. Tożsamość -czyli kto? Kim jesteśmy? Jakie role odgrywamy w życiu?
6. Duchowość/ Misja- czyli po co? W tym mieści się nasza wizja oraz to, po co żyjemy.
Ten model utwierdził mnie w przekonaniu, że nie można pomijać emocji, albo bać się zadawać pytania o to jak i co czuje się klient w kontekście celu. Z doświadczenia wiem, że ta dociekliwość może wpłynąć na pogłębienie procesu. Intuicyjnie czuję, że jest potencjał, zasób, który należy wykorzystać w pracy z klientem.
Pamiętać musimy również o sobie, własnych ograniczeniach i emocjach, które mogą się w nas pojawić podczas pracy z klientem. Jesteśmy tylko ludźmi i podlegamy tym samym prawom co nasi podopieczni. Możemy mieć słabszy dzień, problem z koncentracją, możemy czuć się źle, może boleć nas głowa, możemy być zmęczeni itd. a sesja coachingowa wymaga od nas pełnego skupienia. To, co jest najistotniejsze w takiej sytuacji to szczerość z samym sobą i klientem, ale również słuchanie głosu intuicji.
Coaching w założeniu jest partnerską relacją z klientem opartą na kreatywnym i twórczym procesie, który ma inspirować do osiągania najwyższego potencjału. Dlatego właśnie troska coacha o swój dobrostan jest kluczowa dla przeprowadzenia dobrej sesji.
Mam świadomość, że w tym artykule nie wyczerpałam tematu. Na łamach kolejnego numeru -jako, że jestem konsultantem kryzysowym oraz coachem-mentorem kryzysowym pragnę zaprosić cię, Drogi Czytelniku do dalszej rozmowy o emocjach- tym razem o emocjach w kryzysie.
1 Komentarze
Wdrukowane stereotypy wędrują z nami przez życie aż do śmierci albo do czasu doświadczenia kryzysu, który weryfikuje nasze postrzegania i prowadzi do zmiany przekonań.
OdpowiedzUsuńWskaż błąd lub skomentuj